Opolskie wydmy
Wiele osób nie wie, że również w województwie Opolskim mamy wydmy. Postanowiliśmy wybrać się więc na spacer w ich sąsiedztwie i je zobaczyć.
Ledwie około 20 minut jazdy samochodem od granic Opola, za wsią Dąbrówka Łubniańska zatrzymaliśmy się na parkingu leśnym. Z parkingu na zachód prowadzi ścieżka droga. Jest ona oznaczona jako ścieżka przyrodniczo-dydaktyczna, a co za tym idzie wzdłuż ścieżki znajdziemy kilka tabliczek informujących o ciekawych miejscach.
Do wydmy docieramy po przejściu ledwie około 600 metrów. W tym celu trzeba zejść ze ścieżki w prawo. Jeśli jednak nie pędzimy rowerem na wyścigi, trudno to miejsce przeoczyć. Wydmy może nie są tak okazałe, jak te nad morzem, ale są. Niestety częściowo porastają je drzewa i krzewy.
Las w tej okolicy jest posadzony w równych rzędach, jak od linijki. Czasami mam wątpliwości, czy można to nazywać lasem, bo to trochę tak, jakby nazywać pole uprawne łąką. Nie zrozumcie mnie źle, też korzystam z papieru i mam w domu meble, co bez pozyskiwania drewna nie było by możliwe. Po prostu uważam, że wygląda to brzydko i uważam, że można nie tylko sadzić ładniejsze lasy, ale też bardziej zróżnicowane. Na szczęście takie lasy już coraz rzadziej się sadzi, choć z punktu widzenia wydajności plantacji są najlepsze.
Niewiele dalej dochodzimy do kapliczki leśnej. Wodzie tryskającej ze źródła bijącego w tym miejscu przypisuje się cudowne właściwości. Legenda głosi, że pewnego dnia rolnik, Szymon Soppa, kosił łąkę na pobliskim polu. Pracując w słońcu źle się poczuł, miał nudności i ledwo widział. Postanowił skryć się przed słońcem na skraju lasu. Znalazł tu także źródełko, z którego napił się chłodnej wody i wkrótce poczuł się lepiej. Soppa uznał to więc za cud i postanowił zbudować w tym miejscu kapliczkę. Sprzeciwił się temu jednak nadleśniczy, który twierdził, że to nie cudowne właściwości wody, a po prostu schowanie się przed palącym słońcem i ochłodzenie się pomogło Szymonowi. Po pewnym czasie sam nadleśniczy zachorował. Różne źródła podają tu różny przedział czasowy – najstarsze mówią, że nastąpiło to po kilku latach, najnowsze, że po kilku dniach. Również objawy choroby nadleśniczego są różne zależnie od źródeł, od tych zbliżonych do grypy, po ślepotę. Ostatecznie jednak nadleśniczy ozdrowiał, co przypisuje się cudownym właściwościom wody, w związku z tym zezwolił na zbudowanie kaplicy w tym miejscu.
Dziś wiemy, że przebywanie na słońcu może doprowadzić do udaru termicznego i schowanie się w cieniu drzew oraz napicie się chłodnej wody faktycznie może pomóc. Podejrzewam też, ze i choroba leśniczego nie miała wiele wspólnego z cudownością wody – ludzie czasami chorują. Niezależnie od tego kapliczka zbudowana w XVIII wieku stoi w tym miejscu do dzisiaj i nadal można napić się tu wody.
Na kapliczce zawieszono m.in. kartkę zabraniającą palenia w tym miejscu zniczy i świeczek. I słusznie, bo przecież znajduje się ona w lesie, gdzie nie trudno o zaprószenie ognia. Tuż pod tą kartką stały jednak dwa znicze. Jeden w prawdzie elektryczny, na baterię, więc nie powinien on stanowić zagrożenia, drugi jednak, już wypalony, tradycyjny, na wkład płonący. Oby nie zapalił się od niego ogień, choć pewnie jego ugaszenie i tak będzie przypisane cudowi, a nie strażakom.
Chwilę po minięciu kapliczki skręciliśmy w prawo. Ścieżka edukacyjna prowadzi prosto i również jest ciekawa, więc i do jej przejścia zachęcamy.
Choć na naszej mapie droga ta nie była zaznaczona, jest ona wyłożona betonowymi płytami, więc jej przejście nie powinno stanowić problemu niezależnie od tego, jaką kondycją czy obuwiem dysponujemy.
Ledwie nieco ponad godzinę od wyjścia z auta wróciliśmy do niego. Ponieważ jednak godzina była jeszcze młoda postanowiliśmy iść dalej. Poszliśmy więc dalej w kierunku Kosowca – przysiółka Dąbrowy Łubniańskiej. Choć szliśmy asfaltem, drogą jeździło bardzo mało auto. Nic dziwnego – jest ona wąska i prowadzi głównie do kilku małych osad położonych w lesie. W prawdzie można by nią się dostać do Zagwiździa czy Nowych Budkowic, jednak są lepszej jakości drogi tam prowadzące, więc mało kto ją wybiera.
Za Kosowcem droga już nie była asfaltowa, choć nadal w dobrym stanie i z pewnością wielu rowerzystów nią jeździ. Idąc przez las dotarliśmy do kolejnych, większych wydm, a przynajmniej tak nam się wydawało. Widać du sporo śladów motocykli i quadów, więc teren z pewnością jest uczęszczany przez miłośników tych pojazdów. Dopiero wychodząc stamtąd zauważyliśmy informację, że jest to kopalnia odkrywkowa piasku i teren jest tam wzbroniony. A i tę informację zauważyliśmy tylko dlatego, że lubimy się rozglądać we wszystkie strony. Była to jednak niedziela, wiec nie odbywały się w tym miejscu żadne prace.
W drodze powrotnej postanowiliśmy przez Kosowcem skręcić w ścieżkę w lesie. Tu, kilka metrów od ambony myśliwskiej, widać było sporo wysypanych buraków oraz ślady buchtowania dzików. Widać, że sezon polowań trwa. Reszta drogi była częściowo zarośniętą ścieżką, którą jednak czasami ktoś na pewno chodzi. To jedyny fragment naszej trasy, na który nie radzimy wybierać się rowerem (choć na rowerze górskim powinniśmy sobie poradzić) ani z wózkiem dziecięcym.
Choć wydmy nie są tak wielkie i imponujące, jak te nad morzem, warto wiedzieć, że nie tylko tam występują i żeby je zobaczyć nie trzeba wcale jechać setek kilometrów. Tym bardziej, że droga jest bardzo łatwa, niemal całkiem płaska i spaceruje się przyjemnie. A jeśli ktoś chce w tę okolicę wybrać się na rowerze lub z wózkiem dziecięcym, większość naszej trasy może bez problemu powtórzyć.
Jeśli masz jakieś uwagi odnośnie tego tekstu lub po prostu ci się on podoba, zostaw komentarz. Chętnie dowiemy się, co inni o tym myślą oraz co możemy poprawić w przyszłości.
Niestety ze względu na ilość spamu wpisywanego w przez różne boty komentarze są moderowane.
Zapraszamy także do polubienia nas w serwisie Facebook, dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco z nowymi wpisami.